Into the West cz. 4

Kropka symbolizująca Williama dotarła do swojego celu jako pierwsza. Choć Elen kazała wszystkim skupić się na reszcie oddziału, cały czas śledziła ten pojedynczy marker kontem oka. Dopiero gdy jej syn dotarł do bezpiecznej strefy, odetchnęła i razem z pozostałymi skupiła się na oddziale Toma.

Najemnicy przedzierali się przez dżunglę tak sprawnie, że przez chwilę była szansa, by dotarli do laboratorium przed ciężarówką. Nadzieje prysły, gdy Markowi udało się odzyskać kontrolę nad satelitą i obraz z kamer ponownie nałożył się na mapę sytuacyjną.
– Daj zbliżenie kompleksu.
Dużo bardziej pragnęła zobaczyć, co dzieje się w zatoce, ale jej autorytet wisiał już na włosku i musiała zachowywać się profesjonalnie.
– Mają rannych – Mark przybliżył zamazane kształty – może nawet zabitych.
Pomimo słabej rozdzielczości dało się dostrzec rządek ciał ułożonych wzdłuż drogi.
– Kompleks nie miał systemów defensywnych. Coś musiało ich zaatakować.
– Coś, co położyło pięciu komandosów?
– To nie jest nasze zmartwienie – Elen ucięła dyskusję pomiędzy analitykami – ich straty wyrównują szanse. Jak daleko są nasi ludzie?
Mark oddalił nieco obraz, by kadr ponownie objął ludzi Toma.
– Dwieście metrów od kompleksu, za chwilę dojdą do linii drzew.
Elen przez chwilę przyglądała się sylwetkom mężczyzn przemieszczających się dookoła głównego budynku. Ich działania nie pasowały do kogoś, kto chce dostać się do środka.
– Tom – wywołała najemnika. – Powinniście za chwilę mieć kontakt wzrokowy. Konku robią coś dziwnego wokół placówki, potrzebuję potwierdzenia, co się dzieje.

Sekundy mijały bez odpowiedzi.

– Tom!

– Jesteśmy na miejscu – głos najemnika był tak niewyraźny, że nie mieli pewności, czy należy do Toma – Konku kręcą się wokół i właśnie rozładowują skrzynie. Chcą je chyba zanieść do środka.
– Mają kilku zabitych. Uważajcie.
– Dzięki, ale w takim razie to chyba oni powinni uważać. – Dobry humor wywołany żartem najemnika zabiła jego kolejna wypowiedź. – My straciliśmy dopiero jednego.

Elen zareagowała, nim zrozumiała sens wypowiedzi.
– Pokaż podgląd strefy alfa.
Mark nie dyskutował i w kilka sekund dorzucił w rogu głównego ekranu okienko z obrazem satelitarnym na plażę.
– Zbliżenie na Willa.

Trzask z głośników oznajmiał połączenie przychodzące.
– Mamy dogodną pozycję do ataku. Jakie rozkazy?

Ignorowała słowa Toma, skupiając się tylko na obrazie, jaki właśnie kadrował Mark.

– Oni minują placówkę! Elen, Konku nie chcą nic stąd wynosić, chcą to zniszczyć! Jeśli się nie odezwiecie atakujemy…

Dopiero ostatnie zdanie, jakie do niej dotarło, wyrwało ją z zamyślenia.
– Potwierdzam. Macie wolną rękę.

Rozpoczęło się, nim Mark dobrze ustawił obraz. Najemnicy byli gotowi do ataku, już gdy Tom próbował uzyskać autoryzację, teraz parli do przodu. Pomiędzy trzaskami z głośników dało się rozróżniać pojedyncze serie peemów i dużo wyraźniejsze wybuchy granatów. Członkowie oddziału przesuwali się konsekwentnie w stronę ciężarówki i samego laboratorium. Przeciwnicy padali jeden za drugim.

Niewiele mogła zrobić. Śledziła działania najemników, łapiąc się samej na tym, jak bardzo martwi się o Toma. Mimo nieporozumień między nimi, byli razem ponad 30 lat, był ojcem jej syna…

Spojrzała na wciśnięty w róg ekranu podgląd plaży i zamarła.
– Alfa na główny ekran, natychmiast!
Nerwowo próbowała aktywować komunikator, który niemal wypadł jej przy tym z ucha.
– Will! Coś zbliża się od zachodu! Will, odpowiedź!

Sekundy opóźnienia, jakie zawsze towarzyszyły nawiązywaniu nowego połączenia, tym razem wydawały się trwać jeszcze dłużej.

– Will!

Mark wykonał wreszcie polecenie i kadry zamieniły się miejscami.
– Przywróć podgląd na kompleks! – Głos Blamera dobiegał z góry. – Natychmiast skupcie się na głównym zadaniu!
– Nie waż się zmieniać obrazu! – Elen spojrzała na Marka wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.
Chłopak skinął niepewnie głową. Przełożeni stawiali go w bardzo niezręcznej sytuacji, przepisy mówiły jednak jasno – Akcją dowodzi oficer znajdujący się w centrum sytuacyjnym.
Blamer również znał przepisy. Aby przejąć kontrolę, musiał znaleźć się na dole.
Czuła, że nie pozostało jej wiele czasu. – Zaryglować drzwi. – Każda minuta była teraz na wagę złota.

Głośniki cicho trzasnęły.
– Co się zbliża? Powtórz. – tym razem głos dochodził klarownie, zasięg na plaży był wzmacniany przez nadajniki awaryjne.
– Will – Elen momentalnie wróciła do ekranu – Uciekaj!

Głuche walenie w drzwi do centrum sytuacyjnego dodatkowo podnosiło napięcie wśród personelu.
– West! – Zagrzmiał z głośników Blamer – Natychmiast otwórz drzwi, bo każę je wyważyć.
Elen nie reagowała skupiona całkowicie na synu.
– Cztery obiekty. Dwadzieścia metrów za zbiornikami.

Mógł uciekać, salwować się w morze, z nadzieją, że dojdzie łodzi. Mógł, lecz szkolono go do walki i walkę wybrał…

Obraz z satelity zgasł, pozostawiając ponownie tylko podstawową siatkę mapy. Elen spojrzała na Marka, ten jednak rozłożył bezradnie ręce. Satelita opuścił obszar, z którego mogli podglądać wyspę. Pozostał im tylko dźwięk. Odgłosy wystrzałów zlały się niemal w jedno, nie sposób było rozróżnić, czy do centrum dochodzi transmisja z plaży, czy spod laboratorium.

– West! – stojąc za stalowymi drzwiami Blamer, szalał pozbawiony jakichkolwiek informacji. – Natychmiast otwieraj!
W jednej chwili wszystko ucichło. Walka zakończyła się, lub po prostu stracili całą łączność. Kolejne sekundy mijały. Nikt nie odważył się odezwać.

Modliła się w duchu, by usłyszeć głos syna, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Chciała go tylko usłyszeć.

Głośnik trzasnął.
– Zabezpieczyliśmy budynek – zameldował Tom – przeciwnicy zneutralizowani, żadnych strat. Słyszeliśmy potężny wybuch od strony plaży, co się dzieje?

Elen nie reagowała.

Jeden z wykresów tętna najemników wskazywał poziomą kreskę.