– Przejechali.
Jedno słowo, to miała być, kurwa, cała relacja z tego, co stało się przed chwilą na wyspie! Jedno słowo?
– Tom. Powiedz, co się dzieje! Co to było. Potwierdź, jaki jest wasz status.
– Wszyscy cali.
Pierwsze słowa uspokoiły ją, upewniając, że nic nie jest Willowi.
– Nie uwierzycie, co nas właśnie minęło – Tom zrobił przerwę, jak gdyby szukając racjonalnych słów na wyjaśnienie tego, co właśnie się zadziało – pierdolony pług śnieżny. I to na niezłych sterydach.
Oczy Elen w jednej chwili rozszerzyły się, jak gdyby właśnie ktoś jej zakomunikował, że na wyspie pojawiły się dinozaury..
– To nie pług – Mark niezawodnie zorientował się w sytuacji – sprzęt do karczowania dżungli. Mieli taki na wyspie, gdy jeszcze działało laboratorium.
– Nieważne – głos Toma był ledwo słyszalny – straciliśmy quady, ten stalowy potwór rozbił je w drobny mak. Próbujemy uratować sprzęty osobiste.
Sytuacja robiła się nieciekawa. Stracili transport, a przeciwnicy mieli nad nimi przewagę. Do kompleksu nadal pozostawało ponad dwanaście kilometrów drogi. Dwadzieścia minut dla ciężarówki i ponad godzinę, jeśli mieliby gonić ich pieszo.
– Elen – głos Toma przeplatany był trzaskami – idziemy przez dżunglę. W pół godziny będziemy na miejscu, może nie zdążą jeszcze spenetrować kompleksu.
– Odmawiam – zawyrokowała momentalnie – wiesz tak samo dobrze jak ja, co możecie tam spotkać. Quady były rozwiązaniem. Przejście poza drogami jest zbyt niebezpieczne.
– Kurwa mać! Siedzisz tam, by dbać o nasze bezpieczeństwo, czy żeby dopilnować zadania!
– Odmawiam. Nie będziemy o tym dyskutować.
Obserwowała, jak kropki na mapie przemieszczają się lekko w głąb dżungli. Tom musiał wydawać im bezgłośnie polecenia, nie czekając na jej zgodę.
– Elen, przełącz się proszę na słuchawkę – ton głosu Toma zmienił się. Uleciała gdzieś agresja poprzednich wypowiedzi i przez chwilę brzmiał jak jej dawny mąż.
Nacisnęła przycisk odcinający zewnętrzne głośniki w sytuacyjnym. Ich rozmowa weszła w najbardziej prywatną strefę, jaką mogli teraz uzyskać.
– Nie zgodzę się na to – wyszeptała do słuchawki.
– Nie zaczynaj, proszę. Wiem, że myślisz o Willu. – Uderzył celnie za pierwszym razem. – Szkoliłem go, wiem na co go stać. Jest tak samo dobrze przygotowany jak reszta oddziału. Wiedział, na co się pisze, podejmując się tego zlecenia.
Przez chwilę chciała protestować, udawać, że to nie ma nic do rzeczy. Znał ją jednak zbyt dobrze i tak jak potrafił postawić w dwie sekundy diagnozę, tak samo łatwo zadałby jej kłam w jakichkolwiek próbach tłumaczenia.
– To samobójstwo. Straciliśmy w tej dżungli dwa zespoły. Nadal nie wiemy, co ich dopadło.
– A wiesz, co dopadnie ludzi, jeśli Konku wywiozą stąd próbki? Cokolwiek żyje w tym lesie, powstało wskutek prowadzonych tu badań. Oni chcą tych wyników, by to odtworzyć!
Wiedziała, że miał rację. Poprzednie dwa zespoły to byli głównie naukowcy, tym razem posłali wyszkolonych komandosów. Co więcej, wysłali ich w tym samym celu, co Konku. Chcieli przejąć wyniki prac, by wykorzystać je w swoich badaniach. Dla zysku. Wcale nie z bardziej ludzkich pobudek.
– Elen – zaczął, gdy nie odpowiadała – musimy się zmierzyć z tym, co tam żyje, by ukończyć zadanie.
Nie odpowiadała, lecz wiedział, że myśli tak samo.
– Elen, proszę, nie utrudniaj. Przecież wiesz, że i tak to zrobię, obojętne, co powiesz.
Wiedziała aż nadto dobrze. Trzydzieści lat małżeństwa robiło swoje.
– Odeślij Willa do łodzi. – Nie chciała już walczyć o cokolwiek innego. – Proszę.
Cisza po drugiej stronie mogła być efektem problemów na łączach, mogła też oznaczać, że najemnicy naradzają się z drugiej strony, nim udzielą jej odpowiedzi.
– Dobrze.
Obietnica Toma pozwoliła jej odetchnąć. Cała reszta, z zachowaniem posady na czele, była jej już obojętna. Przełączyła rozmowę na głośnik. I tak długo trzymała ją tylko dla siebie, jeszcze chwila i byłoby to podejrzane.
– Ruszajcie przez dżunglę. Macie autoryzację na użycie siły. Zdobycie próbek ma najwyższy priorytet.
– Potwierdzam rozkazy. – Służbowy ton najemnika trącił wręcz sztucznością. – Odsyłam Williama, by zabezpieczył strefę alfa. Może uda się skorzystać z ich łodzi do ewakuacji.
– Wyrażam zgodę.
Pięć kropek ruszyło przez dżunglę, w stronę centrum wyspy. Jedna zaczęła cofać się drogą do zatoki.
– Dobrze rozegrane, Elen – głos w jej słuchawce należał do Blamera – dobrze rozegrane. Myślisz, że twoi chłopcy przeżyją?
– Spierdalaj.
Wyciągnęła komunikator, nie chcąc kontynuować rozmowy, po czym zwróciła się do operatorów.
– Panowie, wchodzimy na nieznany teren. Dajcie mi wszystko, co macie o tej wyspie. Jeśli tylko cokolwiek się pojawi, informujcie bezpośrednio oddział. Musimy im zapewnić każdą przewagę, jaką mogą mieć.
Podeszła do Marka.
– Chcę mieć ten pogląd – jej głos był stanowczy jak nigdy wcześniej. – Za kwadrans mam widzieć obraz z wyspy na głównym ekranie. Rozumiesz?