— Wypisuję się pan na własną prośbę? — Cybernetyczna źrenica lekarza na zmianę zwężała się i rozszerzała, skanując stale biometrykę Azjaty. — Załataliśmy najpoważniejsze rany, ale tak jak wspominałem, urazy mózgu…
— Proszę mnie wypisać — uciął Toshi. — Albo, w sumie, niech pan robi, jak chce. Do widzenia.
Wyszedł, nie czekając na reakcję medyka. Nie miał ani czasu, ani chęci spędzić na oddziale kolejnych godzin. Piezo był umówiony, by go odebrać rano, a to oznaczało, że miał tylko kilka godzin na działania, z których nie miał ochoty tłumaczyć się chłopakom. Odebrał z depozytu broń, zarzucił na plecy skórzaną kurtkę, dwa razy próbował ją poprawić na ramionach, ale jednak szyta na znacznie wyższego gościa nadal nie leżała, jak powinna. Trudno, w szafie ma jeszcze dwie, tej pozbędzie się po drodze.
Nim dotarł do stacji kolejki, kilkukrotnie spoglądał za siebie, próbując pozbyć się wrażenia, że ktoś śledzi go całą drogę z Centrum Kryzysowego. Nic.
Tłum wylewający się z peronu i błyskające neony informacyjne wywołały tylko smutny uśmiech. Znów zalanie. Kolej dziś nie pojedzie. Ponad dwadzieścia lat po wybuchu, a stacje wciąż były zalewane po kilka razy w miesiącu. Zasadniczo to Toshi miał wrażenie, że woda forsuje wciąż łataną doraźnie opaskę brzegową za każdym razem, gdy akurat chciał skorzystać z kolejki. Pozostawał transport naziemny. Zerknął na rozkład, autobus na drugą stronę zatoki powinien być za niecałe trzy minuty. Więcej czasu niż potrzebował…
Oparł się o metalową poprzeczkę i podłączył do najbliższego, nieosłoniętego PD. Wirtualny obraz sieci nałożył się na tło brudnej zatoki przystankowej smaganej pierwszymi kroplami deszczu. Trzy piętra, w sam raz na trzy sekundy. Zanurkował, ominął ślizgiem jednego defendera i ponownie zeskoczył piętro niżej. Łatwiej niż zakładał, węzeł kontrolny monitoringu na najniższym piętrze nie był nawet szyfrowany. Obserwował teraz przystanek przez miejskie kamery. Prócz niego, dwanaście osób. Tylko trzy wyglądały jakkolwiek interesująco. Młoda Chinka w różowych szortach bawiąca się połatanym misiem. Mulat, na oko dwudziestolatek, przeglądający czytnik informacyjny i co chwila podnoszący wzrok w stronę, z której powinien nadjechać autobus. Najbardziej niepokoił go jednak wysoki dryblas ze splecionymi na piersiach dwoma chromowanymi ramionami, który niby niechcący, ale co kilka sekund spoglądał w stronę Toshiego…
Pierwszy z układanki odpadł Mulat, wsiadł do autobusu jadącego do Westbrook. Nawet o pierwszej w nocy ta linia przepełniona była miejską biedotą. Druga była laleczka w szortach, razem z większością innych odjechała na południe, w stronę Pacyfiki. Pozostał dryblas. Podjechała żółta linia i Toshi ruszył, by zająć miejsce. Dryblas ruszył również, ale zamiast wejść do pojazdu, odbił i poszedł w stronę budy z tajskim żarciem, jak gdyby nagle naszła go potrzeba nocnej przekąski. Spojrzał raz jeszcze przez ramię, upewniając się, że autobus zamyka drzwi, po czym wyciągnął telefon. Kierowca wyjechał z zatoki i Toshi stracił połączenie z kamerami…